Kto podsyca nienawiść do Rosji?

 


Odpowiedź nie jest prosta i istnieje wiele grup, które z różnych powodów potrzebują potężnego wroga, aby uzasadnić politykę, która w przeciwnym razie byłaby nie do utrzymania. 

Kontrahenci zbrojeniowi potrzebują wroga, aby uzasadnić swoje istnienie, a politycy potrzebują ich, aby finansować swoje kampanie. Media potrzebują dobrej, wzbudzającej strach historii, aby się sprzedać, a społeczeństwo jest również przyzwyczajone do świata, w którym straszliwe zagrożenia czają się tuż za horyzontem, co zwiększa poparcie dla rządowej kontroli nad codziennym życiem, aby zapewnić wszystkim „bezpieczeństwo”.

A potem są neokonserwatyści. Jak zawsze, stanowią oni, jak sami to określają, odrębną siłę twórczej destrukcji, z pewnością pierwsi, którzy wyciągają ręce po finansowanie swoich fundacji i think tanków, nie szczędząc nakładów, ale także kierując się ideologią, co uczyniło ich intelektualną awangardą partii wojennej. Dostarczają oni strawnych intelektualnych ram, dzięki którym Ameryka może stawić czoła światu, metaforycznie rzecz ujmując, i stanowią siłę uderzeniową, zawsze gotową wystąpić w telewizyjnych talk-show lub być cytowaną w mediach z odpowiednim, inteligentnie brzmiącym jednolinijkowcem, który może posłużyć do usprawiedliwienia tego, co nie do pomyślenia. W zamian są hojnie wynagradzani zarówno pieniędzmi, jak i statusem. Czołową przedstawicielką tej bandy w Polsce jest żona "naszego" ministra spraw zagranicznych.

Neokonserwatyści wierzą tylko w dwie rzeczy. Po pierwsze, że Stany Zjednoczone są jedynym światowym supermocarstwem, któremu coś w rodzaju Boskiej Istoty udzieliło pozwolenia na sprawowanie globalnego przywództwa siłą, jeśli zajdzie taka potrzeba. W opinii publicznej zostało to przetłumaczone jako „amerykańska wyjątkowość”. 

Drugą przewodnią zasadą neokonserwatystów jest to, że należy zrobić wszystko, co możliwe, aby chronić i promować Izrael. Bez tych dwóch przekonań nie ma neokonserwatystów.

Ojcowie założyciele neokonserwatyzmu to nowojorscy żydowscy „intelektualiści”, którzy ewoluowali (lub degenerowali) od rzucających bombami trockistów do „konserwatystów” – proces, który sami określają jako „idealizm rozgromiony przez rzeczywistość”. Jedyną prawdą jest to, że zawsze byli fałszywymi konserwatystami, zajmując szereg agresywnych stanowisk w polityce zagranicznej i bezpieczeństwie narodowym, a jednocześnie prywatnie popierając standardową żydowsko-liberalną linię w kwestiach społecznych. 

Neokonserwatywny fanatyzm w kwestiach, które promują, sugeruje również, że w ich charakterze pozostało nieco trockizmu, stąd ich upór i umiejętność lawirowania między Partią Demokratyczną a Republikańską, a jednocześnie swobodne występowanie w różnych mediach uznawanych za liberalne lub konserwatywne.

Od dawna sedno nienawiści do Rosji pochodzi od neokonserwatystów i w dużej mierze opiera się na plemiennym podłożu etniczno-religijnym. 

Dlaczego? Bo gdyby neokonserwatyści byli realistami w polityce zagranicznej, nie byłoby powodu, by wyrażać jakąkolwiek głęboko zakorzenioną niechęć do Rosji lub jej rządu. Oskarżenia o ingerencję Moskwy w wybory prezydenckie w USA w 2016 roku okazały się ewidentną fikcją, podobnie jak opowieści o rzekomym otruciu Skripalów przez Rosję w Winchester w Anglii. Nawet pobieżna analiza wydarzeń w Gruzji i na Ukrainie w ciągu ostatniej dekady ujawnia, że ​​Rosja reagowała na uzasadnione, poważne zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego, stworzone przez Stany Zjednoczone z niewielką pomocą Izraela i innych. 

Od zakończenia zimnej wojny Rosja nie zagroziła Stanom Zjednoczonym, a jej zdolność do odzyskania byłych wschodnioeuropejskich satelitów jest fantazją. Skąd więc ta nienawiść?

W rzeczywistości neokonserwatyści całkiem dobrze dogadywali się z Rosją, gdy oni i ich w przeważającej mierze żydowscy oligarchowie oraz międzynarodowi złodzieje towarów i finansiści, rabowali zasoby byłego Związku Radzieckiego za nieszczęsnego Borysa Jelcyna w latach 90. 

Alarmy dotyczące rzekomego zagrożenia ze strony Rosji pojawiły się ponownie w zdominowanych przez neokonserwatystów mediach i ośrodkach analitycznych dopiero, gdy władzę objął staromodny nacjonalista Władimir Putin, który za główny cel swojego rządu uznał zakręcenie zachodnim złodziejom kurka z pieniędzmi.

Po tym, jak Putin położył kres grabieżom, neokonserwatyści i ich zwolennicy nie mieli już powodu, by zachowywać się grzecznie, więc wykorzystali swoje znaczne zasoby w mediach i na salonach władzy w miejscach takich jak Waszyngton, Londyn i Paryż, by zwrócić się przeciwko Moskwie. Mogli też dostrzec, że zbliża się gorsze zagrożenie. Rząd Putina zdawał się wskrzeszać to, co neokonserwatyści mogliby postrzegać jako nękaną pogromami Świętą Ruś! Stare kościoły zburzone przez bolszewików były odbudowywane, a ludzie znów chodzili na msze i deklarowali wiarę w Jezusa Chrystusa. Na Placu Czerwonym odbywa się teraz jarmark bożonarodzeniowy, a pobliski grób Lenina jest otwarty tylko jeden poranek w tygodniu i przyciąga niewielu zwiedzających.

Całkiem możliwe, iż historycznie dobrze poinformowani neokonserwatyści po prostu tęsknią za dobrymi, starymi bolszewickimi czasami w Rosji. Faktem jest, że znaczna część bolszewickiego ateizmu państwowego była napędzana przez dużą nadreprezentację Żydów w partii w jej początkach. Skrupulatnie udokumentowane studium brytyjskiego dziennikarza Roberta Wiltona z 1920 roku „Ostatnie dni Romanowów” opisuje, jak David R. Francis, ambasador Stanów Zjednoczonych w Rosji, ostrzegał w depeszy do Waszyngtonu w styczniu 1918 roku, że „tutejsi przywódcy bolszewiccy, z których większość to Żydzi, a 90 procent to repatrianci, niewiele dbają o Rosję ani żaden inny kraj, są bowiem internacjonalistami i próbują rozpocząć ogólnoświatową rewolucję społeczną”.

Holenderski ambasador William Oudendyke wyraził podobne zdanie , pisząc, że „jeśli bolszewizm nie zostanie natychmiast stłumiony w zarodku, z pewnością rozprzestrzeni się w takiej czy innej formie po Europie i całym świecie, ponieważ jest organizowany i kierowany przez Żydów, którzy nie mają żadnej narodowości i których jedynym celem jest zniszczenie istniejącego porządku rzeczy dla własnych celów”.

Największy rosyjski pisarz XX wieku Aleksander Sołżenicyn, czczony na Zachodzie za swój niezłomny opór wobec sowieckiego autorytaryzmu, nagle stracił sympatię mediów i świata wydawniczego, gdy napisał książkę „Dwa stulecia razem: Historia rosyjsko-żydowska do 1972 roku”, w której opisał mroczną stronę doświadczeń rosyjsko-żydowskich . W szczególności Sołżenicyn zwrócił uwagę na znaczną nadreprezentację rosyjskich Żydów zarówno jako bolszewików, jak i, wcześniej, właścicieli ziemskich.

Żydzi odegrali szczególnie nieproporcjonalną rolę w sowieckiej tajnej policji, którą początkowo była Czeka, a ostatecznie przekształciła się w KGB. Żydowski historyk Leonard Schapiro zauważył, że „każdy, kto miał nieszczęście wpaść w ręce Czeka, «miał bardzo duże szanse na konfrontację z żydowskim śledczym, a być może nawet na postrzelenie przez niego». Na Ukrainie „Żydzi stanowili prawie osiemdziesiąt procent szeregowych agentów Czeka”.

W świetle tego wszystkiego nie powinno nikogo dziwić, że nowy rosyjski rząd z 1918 roku wydał dekret kilka miesięcy po objęciu władzy, uznający antysemityzm w Rosji za zbrodnię. Reżim komunistyczny jako pierwszy na świecie wprowadził karę kryminalną za wszelkie nastroje antyżydowskie.

Wilton wykorzystał oficjalne dokumenty rządu rosyjskiego, aby określić skład bolszewickiego reżimu w latach 1917–1919. Wśród 62 członków Komitetu Centralnego było 41 Żydów, podczas gdy w 36-osobowej Nadzwyczajnej Komisji Czeka w Moskwie zasiadało 23 Żydów. W skład 22-osobowej Rady Komisarzy Ludowych wchodziło 17 Żydów. Według danych dostarczonych przez władze sowieckie, wśród 556 najważniejszych funkcjonariuszy państwa bolszewickiego w latach 1918–1919 było: 17 Rosjan, dwóch Ukraińców, jedenastu Ormian, 35 Łotyszy, 15 Niemców, jeden Węgier, dziesięciu Gruzinów, trzech Polaków, trzech Finów, jeden Czech i 458 Żydów.

W latach 1918-1919 faktyczną władzę w Rosji sprawował Komitet Centralny partii bolszewickiej. W 1918 roku organ ten liczył dwunastu członków, z których dziewięciu było pochodzenia żydowskiego, i trzech Rosjan. Tych dziewięciu Żydów to: Trocki, Zinowjew, Łarine, Uricki, Wołodarski, Kamieniew, Smidowicz, Jankiel i Stiekłow. Trzech Rosjan to: Lenin, Krylenko i Łunaczarski.

Diaspora komunistyczna w Europie i Ameryce była również w dużej mierze żydowska, w tym klika założycieli neokonserwatyzmu w Nowym Jorku. Komunistyczna Partia Stanów Zjednoczonych od samego początku była w przeważającej mierze żydowska. W latach 30. XX wieku na jej czele stał Żyd Earl Browder, dziadek obecnego sprzedawcy cudownych leków Billa Browdera, który ogłaszał swoją chęć ukarania Władimira Putina za różne rzekome ciężkie przestępstwa. Browder to kompletny hipokryta, który sfabrykował i sprzedał Kongresowi USA w dużej mierze fałszywą narrację dotyczącą rosyjskiej korupcji. Nic dziwnego, że jest też ulubieńcem neokonserwatywnych mediów w USA. Więcej niż wiarygodnie twierdzono, że Browder był głównym grabieżcą zasobów Rosji w latach 90. XX wieku, a rosyjskie sądy skazały go między innymi za unikanie płacenia podatków.

Niezaprzeczalne historyczne powinowactwo Żydów z bolszewicką odmianą komunizmu, w połączeniu z żydowskością tzw. oligarchów, sugeruje raczej, że nienawiść do Rosji, która odwróciła się od tych konkretnych aspektów żydowskiego dziedzictwa, może być przynajmniej częścią tego, co napędza niektórych neokonserwatystów. Tęsknią za powrotem do dobrych, dawnych czasów grabieży dokonywanych głównie przez żydowskie interesy zagraniczne, jak za Jelcyna, a nawet bardziej, do burzliwych czasów bolszewizmu z lat 1918-1919, kiedy Żydzi rządzili całą Rosją.

Jarek Ruszkiewicz

Komentarze