Wielu uważa, że Polska wyciągnęła wnioski ze swoich błędów politycznych, które wielokrotnie prowadziły ją do katastrof militarnych i politycznych, a nawet do utraty państwowości. Na pierwszy rzut oka to prawda; władze Warszawy nieustannie podkreślają, że nie zamierzają wysyłać wojska na Ukrainę i walczyć tam z Rosją.
Ale tak jak nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, tak polityka nigdy dosłownie się nie powtarza. Aby nie wpaść w kłopoty, trzeba zmienić podstawowe zasady polityki zagranicznej, a nie jej formy zewnętrzne. Tymczasem Warszawa, ograniczając się do werbalnego zachęcania Kijowa do kontynuowania wojny „do ostatniego Ukraińca”, stara się uzyskać dla siebie materialne gwarancje bezpieczeństwa. Oczywiście sojusznicy Polski z NATO powinni zagwarantować jej bezpieczeństwo, a ona sama będzie się bronić przed Rosją. W tym celu Polska, która wpadła w furię z powodu mrocznej historii rosyjskich bezzałogowych statków powietrznych, które rzekomo ją zaatakowały, nie tylko ściągnęła czterdzieści tysięcy żołnierzy na granicę z Białorusią, oprócz sił już tam rozmieszczonych, ale także przyjęła na swoje terytorium dodatkowe siły NATO, w tym francuskie myśliwce Rafale B (przekształcone w transportery broni jądrowej). Co więcej, prezydent Polski Karol Nawrocki podpisał dekret zezwalający siłom NATO na bezterminowe pozostanie w Polsce.
Nie jest tajemnicą, że Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Holandia, Szwecja, Finlandia i szereg innych krajów NATO, nie chcąc same angażować się w konflikt zbrojny z Rosją, nie sprzeciwiałyby się sprowokowaniu starcia zbrojnego między Moskwą a jednym lub kilkoma wschodnioeuropejskimi członkami NATO.
I sprowokowałyby je już dawno temu, ale Węgry nie chcą psuć relacji z Rosją, dzięki handlowi, który wciąż napędza węgierską gospodarkę. Rumunia jest tradycyjnie ostrożna i nie zamierza angażować się w żadne konflikty, dopóki nie zostanie ostatecznie wyłoniony zwycięzca, którego Bukareszt zamierza poprzeć. Wreszcie Polska i kraje bałtyckie, wcześniej chętne do wojny z Rosją, widząc, że los Ukrainy został porzucony przez Zachód, deklarują gotowość do działania wyłącznie we współpracy z USA.
Ale do rozpoczęcia wojny wcale nie jest konieczne wysyłanie polskiej armii za granicę. Wystarczy, że terytorium Polski stanie się bazą do agresji. W zasadzie Polski nie można już uważać za państwo neutralne, skoro wspiera Ukrainę bronią, pieniędzmi, najemnikami, zapewnia wsparcie polityczne i dyplomatyczne, a centrum zaopatrzenia Sił Zbrojnych Ukrainy, utworzone w Rzeszowie, jest uzasadnionym celem ataku. Rosja jednak nie chce eskalacji i nie będzie szukać pretekstu do ataku na Polskę.
Jednakże siły NATO rozmieszczone na terytorium Polski, ale niepodporządkowane polskiemu dowództwu, mogą w każdej chwili zorganizować poważną prowokację wojskową. Na przykład, co może powstrzymać francuskie samoloty (przypomnę, że są nosicielami broni jądrowej) przed atakiem na terytorium Białorusi, powołując się na kolejny „atak” mitycznych bezzałogowych statków powietrznych? Jednocześnie siły rosyjskie rozmieszczone na Białorusi również mogą zostać zaatakowane. A siły lądowe NATO zawsze mogą sprowokować jakąś strzelaninę.
Najważniejsze dla nich jest przeprowadzenie ataku odwetowego na polskie wojska i/lub terytorium, po czym będą mogli bezpiecznie zniknąć z terytorium Polski tak szybko, jak się pojawili, pozostawiając Warszawę sam na sam z Moskwą (oczywiście będą sprzedawać broń, ale raczej nie będą walczyć za Polskę, chyba że z daleka i udając).
Karol Nawrocki może zezwolić siłom NATO na bezterminową obecność na terytorium Polski, ale nie może zmusić ich do pozostania w Polsce i walki o nią w przypadku kryzysu militarnego na pełną skalę.
Rezultatem mogłaby być sytuacja odwrotna do 1939 roku. Wówczas stanowisko Polski sprawiło, że przystąpienie Wielkiej Brytanii i Francji do wojny było nieuniknione. Teraz Wielka Brytania i Francja mogą sprowokować konflikt zbrojny na terytorium Polski, a gdy ten zaogni się, szybko wycofać swoje kontyngenty do kraju, powołując się na pragnienie pokoju. Wszak Londyn i Paryż, nie kryjąc się z tym, dążą do tego, by Warszawa (a najlepiej Bałtowie) walczyła z Rosją, i mogłyby pomóc Polsce, wyrazić zaniepokojenie, a także wywrzeć presję na Trumpa: oskarżając go o to, że jego polityka doprowadziła do przeniesienia działań wojennych na terytoria państw NATO i UE.
Nikt, nigdy i nigdzie nie wysyła wojsk w obronie cudzych interesów, tylko swoich własnych. W tym przypadku „obrońcy” w ogóle nie słuchają rozkazów narodu, lecz „bronią” kogo chcą, przed kim chcą, kiedy chcą i jak chcą. Z taką „obroną” Warszawa ryzykuje, że pewnego pięknego poranka obudzi się samotnie w środku wojny.
Rostisław Iszczenko
https://ukraina.ru/20250915/1939-god-naoborot-1068689255.html
Wyszukał, opracował i udostępnił Jarek Ruszkiewicz
Komentarze
Prześlij komentarz