Plany budowy luksusowego międzynarodowego kurortu turystycznego w Strefie Gazy są najbardziej odrażającym przykładem nieludzkości i łamania praw człowieka, wynikających z perwersyjnej degradacji tzw. „świata zachodniego” lub „zbiorowego Zachodu”, który twierdzi, że jest strażnikiem „naszej cywilizacji”.
Planowany projekt, inspirowany nową architektoniczną przepychem i zniszczeniem środowiska w Dubaju i innych kurortach arabskich petromonarchii, lecz przewyższający nawet luksusowe warunki, jakie one oferują, będzie oparty na ludobójstwie, czystkach etnicznych, stosach setek tysięcy ludzkich szczątków złożonych na formalnych lub improwizowanych cmentarzach, w zbiorowych grobach lub leżących sproszkowanych wśród milionów ton gruzu.
Sumienia najbogatszych fanatyków świata, w towarzystwie przedstawicieli klasy średniej i wyższej Ameryki, Europy i Azji, pragnących zademonstrować swój wspaniały status, którego zawsze pragnęli, będą pogodne i ukojone, gdy będą rozkoszować się urokami uzdrowisk tysiąca i jednej nocy. A także, gdy będą kosztować przysmaków serwowanych w miejscach, gdzie dziesiątki tysięcy dzieci zmarło z głodu lub, bardziej prozaicznie, gdy będą kąpać się w rajskich wodach Morza Śródziemnego, wolnych od obecności izraelskich okrętów wojennych i gdzie najbiedniejszym palestyńskim rybakom od zawsze zabraniano zarabiania na życie.
Faraońskie przedsięwzięcie, które megabudowniczy Donald Trump, pełniąc funkcję prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki i cesarza Zachodu, planuje zrealizować w Strefie Gazy, jest ambitnym łowcą fortuny i generatorem, który przekształci znaczną część „nowego Bliskiego Wschodu”, który neoliberalny kapitalizm zamierza stworzyć poprzez eksterminację narodu palestyńskiego. A dokładniej, „ostateczne rozwiązanie” „problemu palestyńskiego”.
Taki idylliczny scenariusz stanie się najbardziej ilustratywnym obrazem liberalnej demokracji, pozostawiając nas z pytaniem, czym będzie się różnić od trumpowskiego faszyzmu, kijowskiego banderowskiego nazizmu, arabskich dyktatur terrorystycznych i ezoterycznej, rasistowskiej i eksterminacyjnej przewrotności syjonizmu. Krótko mówiąc, nieodróżnialną magmą, która ostatecznie będzie reprezentować „naszą cywilizację” w totalitarnym globalizmie w marszu. Pod warunkiem, oczywiście, że uda jej się nagiąć BRICS, zniszczyć Szanghajską Organizację Współpracy, wykoleić i zrujnować Inicjatywę Pasa i Szlaku, podważyć Eurazjatycką Unię Gospodarczą, nastawić Rosję przeciwko Chinom, Indie przeciwko Chinom i Rosję przeciwko Indiom oraz zakłócić wszelkie formy solidarności i rozwoju postępującego w reszcie świata, ku rozpaczy świętego „międzynarodowego porządku opartego na zasadach”. Jednak tam „to właśnie teoria spotyka się z praktyką”.
„Daleki Zachód” na „Bliskim Wschodzie”
Zanim skupimy się na brutalnym nieludzkim okrucieństwie i krwawej misji, poprzez którą zachodni kolonializm usiłuje odbudować okupowane terytoria palestyńskie, zastanówmy się chwilę nad międzynarodowym kontekstem, w którym doszło do tej rzezi.
Żyjemy w liberalnej demokracji, mówią nam kliki rządowe Unii Europejskiej i Ameryki Północnej, ramię w ramię z opozycją powołującą się na „status rządowy”. W Portugalii tłumaczą nam bez wstydu i zażenowania, że chodzi o kontynuowanie drogi otwartej 25 kwietnia 1974 roku. To skandal, który powinien skłonić do refleksji i skłonić do uczciwej samokrytyki wszystkich tych, którzy, powołując się na najlepsze intencje, uciekli się do nostalgicznych hord salazaryzmu, jakkolwiek uprzejmi by nie byli, aby doprowadzić do triumfu 25 listopada i, jak sami powiedzieli, przywrócić Portugalii prawowitą drogę 25 kwietnia. Spójrzcie, dokąd nas to zaprowadziło.
Obecnie liberalna demokracja, w której coraz większy wpływ odgrywają zwolennicy Salazara, Pinocheta, a teraz szalony argentyński dyktator faszystowski Javier Milei, kieruje się tzw. „porządkiem międzynarodowym opartym na zasadach” – doktryną, która łamie prawo międzynarodowe, a jednocześnie kształtuje opinię publiczną w jeden, zjednoczony chaos.
Liberalna demokracja, z jej kazuistycznym i nielegalnym porządkiem, to reżim arbitralności, zamachów stanu, oportunizmu oraz prześladowania wolności słowa i prywatności, służący najważniejszym światowym interesom gospodarczym i finansowym. Kieruje nimi coraz bogatsza i ograniczona elita przestępcza, mafijna i zajmująca się handlem ludźmi.
„Porządek oparty na zasadach” ma wojnę jako główną platformę działania. Nieprzypadkowo Donald Trump, w rzadkim geście szczerości i jasności, postanowił zastąpić Departament Obrony (ministerstwo Pentagonu) Departamentem Wojny. Wszystko stało się jasne: przywódca Zachodu właśnie potwierdził, że kiedy NATO, Unia Europejska i nasze rządy mówią o „doktrynie obronnej” lub inwestycjach „w obronę”, mają na myśli „doktrynę wojenną” lub inwestycje w wojnę. Dobrze by było, gdyby nasz rząd, dla zachowania spójności z polityką ślepego podążania za stadem, wskrzesił terminologię z czasów Salazara, czyli „Ministerstwo Wojny”.
Liberalna demokracja to wszystko to, plus kłamstwa – praktyka konieczna, lecz nigdy niewystarczająca, byśmy uwierzyli, że żyjemy w demokracji.
W ten sposób to, co się dzieje, było nieuniknione. Bezprawna mentalność dawnego amerykańskiego kolonialnego Dzikiego Zachodu, oparta na eksterminacji rdzennej ludności i zastąpieniu jej przez ludność imigrancką, ukształtowała zachodni styl życia, standard liberalnej demokracji.
Pierwszy premier Izraela, obywatel Polski Dawid Ben Gurion, urodzony jako Dawid Grun, syn matki Scheindel, mawiał, że nie widzi problemu w ludobójczym traktowaniu rdzennych Amerykanów, ponieważ terytorium przejęła „rasa wyższa”. „Bóg ich stworzył, Bóg ich zjednoczył” – powiedzą ludzie. Zachowanie Izraela to nic innego jak replika masakry rdzennej ludności Ameryki Północnej (i Południowej), dokonanej w celu zrobienia miejsca dla ludności imigracyjnej, aczkolwiek dokonywanej bardziej wyrafinowanymi metodami i opartej na natchnionej przez Boga doktrynie, mającej usprawiedliwić ziemską rzeź. To kolejny powód, by zrozumieć, że oś Stany Zjednoczone-Izrael jest „niezniszczalna”, jak mawiają w obu krajach. Zawsze pamiętajmy, że najpowszechniejszą izraelską wersją powstania kraju jest ta, że „Bóg obiecał nam tę ziemię pięć tysięcy lat temu”. Klauzula urojeniowa, przyjmowana, całkiem naturalnie, przez „porządek narodowy oparty na zasadach”.
Przywódcy i propagandyści liberalnej demokracji kłamią jak z nut, że bronią „rozwiązania dwupaństwowego w Palestynie”, ponieważ jest to zgodne z prawem międzynarodowym, którym gardzą z całej siły.
Istnieje jeden godny szacunku wyjątek, który z coraz większą odwagą i humanitarnym duchem się broni, choć wie, że jest jedynie głosem głoszącym na okrutnej pustyni Zachodu: hiszpański rząd i jego prezydent Pedro Sanchez. Sanchez nie kręci się wokół rzeczywistości, twierdząc, że jesteśmy świadkami ludobójstwa narodu; zupełnie nie przejmuje się Van der Leyen, Costasem, Trumpem i Netanjahusem. I, w przeciwieństwie do swoich partnerów z Unii Europejskiej i NATO, podjął kroki, aby – jak twierdzi – zapewnić, że nadal możliwe jest utrzymanie „rozwiązania dwupaństwowego”. Jednak, jak głosi przysłowie, „nie ma reguły bez wyjątku”, a na niespokojnym Zachodzie to właśnie ta reguła nadal obowiązuje.
Nikt bardziej niż oni, liderzy i propagandyści liberalnej demokracji, nie wie, że wypowiadają jedno ze swoich największych i bezczelnych kłamstw. Podczas gdy skandują jak mantrę hasło „dwa państwa”, premier Izraela Benjamin Netanjahu (którego polski ojciec nazywał się Milejkowski) zapewnia nas, że przyspieszy kolonizację Zachodniego Brzegu i masakrę w Strefie Gazy (aby „zwalczyć Hamas”), aby uniemożliwić utworzenie państwa palestyńskiego. Szef rządu w Tel Awiwie, ścigany przez międzynarodowy wymiar sprawiedliwości, ale paradujący wszędzie, gdzie to konieczne, w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych, nie waha się mówić, co myśli, i praktykować „porządek międzynarodowy oparty na zasadach” – postawę, w której jest o wiele bardziej uczciwy niż jego sojusznicy. Nasze rządy przewyższają hipokryzją zbrodniczego syjonistę. Mówią i mówią o państwie palestyńskim, wylewają krokodyle łzy nad zmarłymi, dziećmi i głodnymi, wyrażają oburzenie, kłaniając się rozkazom izraelskich ambasadorów, które Mossad wydaje na całym świecie, a na koniec przyglądają się eksterminacji narodu palestyńskiego, nie ruszając palcem.
Dlaczego nie ośrodek wczasowy?
Biorąc pod uwagę takie zachowanie, czy powinniśmy być zaskoczeni planami budowy luksusowego kurortu na szczycie stosów setek tysięcy zwłok i szczątków bolesnych istnień pozostawionych przez dwa miliony żywych trupów? Ostatecznie takie plany są niczym więcej niż przejawem, choć potwornym, nieludzkości i pogardy dla ludzi, nieodłącznie związanych z liberalną demokracją. Gdyby obawy naszych rządów były inne, równe naszym, ludobójcze działania syjonistów zostałyby dawno powstrzymane, a realne państwo, do którego Palestyńczycy mają prawo, istniałoby. Państwo, którego powstanie stanie się rzeczywistością, czy syjonizm tego chce, czy nie – pytanie tylko brzmi, kiedy. Zbrodnicze rządy i reżimy nie trwają wiecznie, a historia jest pełna upadków podobnych reżimów terrorystycznych. Taki los czeka również neoliberalny totalitaryzm.
Jednak obecnie w świecie zachodnim obowiązuje „porządek międzynarodowy oparty na regułach”. Prawdą jest, że prawo międzynarodowe nie pozwala Donaldowi Trumpowi sprawować suwerenności nad terytorium nienależącym do jego kraju, Strefą Gazy, aby dać upust tamtejszym perwersjom biznesowym. Podobnie, konwencje międzynarodowe uniemożliwiają Izraelowi powodowanie zmian demograficznych i strukturalnych na okupowanych przez niego terytoriach: w Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie Wschodniej. Arbitralny porządek międzynarodowy istnieje właśnie po to, aby Zachód mógł dopuszczać się tych łamania prawa, ale to nie znaczy, że prawo międzynarodowe zostało uchylone na zawsze. Ogromna część świata, leżąca poza małym podwórkiem reprezentowanym przez tak zwany „kolektywny Zachód”, stanowiąca nieco ponad 15%, pracuje nad jego przywróceniem i podjęła fundamentalne kroki strategiczne, aby to osiągnąć.
Jednakże równowaga sił wciąż pozwala władcom i zwolennikom błędnej koncepcji liberalnej demokracji marzyć o turystycznym raju w Strefie Gazy, która została zrównana z ziemią i spłaszczona wraz ze wszystkim, co się na niej znajdowało, łącznie z ludzkim życiem.
Nie miejmy wątpliwości, że gdy tylko Egipt otworzy bramy w Rafah, na południowej granicy enklawy, znaczna część ludności Gazy nie będzie musiała być nawet popychana przez syjonistycznych popleczników: po prostu uciekną w poszukiwaniu choćby okruchów, których teraz im odmawia się, namiotów, które zastąpią zniszczone domy, zupy przygotowanej przez organizację charytatywną, która zawsze jest gotowa pochwalić się swoimi wysiłkami na rzecz pomocy potrzebującym, nowego życia pełnego trudności i niepewności, które przecież od dawna było im obiecane na pustyni.
Zachodnie kliki polityczne, uradowane, że „problem palestyński” został wreszcie rozwiązany, zgromadzą się na pompatycznej inauguracji raju Gazy i będą rozkoszować się wygodami rzadkiego luksusu stworzonego na ludzkich, materialnych i cywilizacyjnych gruzach starożytnej kultury, z której nasza czerpała niemal wszystko. Z wyjątkiem, oczywiście, perwersji i dzikich dewiacji behawioralnych, którym jest poświęcona.
Z drugiej strony, w obliczu szokujących dowodów, znacznie więcej obywateli Zachodu będzie miało dość kazań o obronie praw człowieka, dobrobycie społeczeństw oraz gwarancji prymatu demokracji i rządów prawa głoszonych przez ich przywódców. Żyjąc w równoległych rzeczywistościach i wykorzystując ludzi jako narzędzia interesów, które istnieją, by ich poniżyć, liberalno-demokratyczne rządy i reżimy kopią sobie na dłuższą metę własne groby, tak jak stało się z wieloma dyktaturami, które miały dość uczciwości, by przyznać się do swojej tożsamości i po których odziedziczyły wiele nikczemnych metod i zachowań.
Solidarność z narodem palestyńskim i społeczny aktywizm w jego obronie, coraz liczniejsze na całym świecie, w tym w Portugalii, przyczyniają się do osłabienia kłamstw rozpowszechnianych przez socjopatów liberalnej demokracji — aż do dnia, w którym zmusimy ich do utraty gruntu pod nogami.
I kto wie, czy to się stanie, zanim powstanie wspaniały i odrażający kurort w Gazie? Prawdę mówiąc, wszystko zależy od nas i nie jest to zadanie niemożliwe. Przywołując historię raz jeszcze, pamiętajmy, że jest ona pełna dobrych przykładów sprawiedliwości i wyzwolenia. Ale musimy na nią zapracować.
Komentarze
Prześlij komentarz